- Lilly! - usłyszałam z dołu.
- Już idę! – odkrzyknęłam po czym łapiąc torbę zbiegłam po schodach na dół.
- Tak? - zapytałam.
- Jessika czeka przed domem. - powiedziała mama.
- Tak wcześnie?
- Nie wiem, chciała żebym cię zawołała.
- Okej, już idę. Jeszcze ubiorę buty.
- Jadłaś śniadanie? - zapytała stojąc nade mną w szlafroku z kubkiem kawy.
- Nie miałam czasu, zjem w szkole. - zapewniłam po czym wyszłam.
- Hej Jess. - przywitałam się kątem oka patrząc w stronę jej domu.
- Cześć Lii. - przytuliła mnie.
- Czemu jesteś tak wcześnie? Mamy jeszcze godzinę. - zmarszczyłam brwi.
- Bo dzisiaj idziemy na piechotę. – powiedziała trochę niepewnie.
- Jak to? A gdzie chłopacy? – zapytałam patrząc na podjazd przed jej domem. Nie było samochodu. No to pięknie…
- Poszli w nocy na imprezę i nie wrócili. Znając ich to pewnie ten melanż potrwa parę dni. Nie przejmuj się , zdążymy. - zapewniła. Zdziwiłam się. Impreza? Nie wrócenie do domu? Przecież Nick miał dzisiaj być... jeszcze kazał mi czekać przed domem. Dziwne. Wolę nie myśleć co on wyprawia na tej całej imprezie. Poza tym, jaka impreza trwa parę dni? I to jeszcze w tygodniu?
- Lilly? - usłyszałam.
- C..co? - ocknęłam się.
- Nie słuchasz mnie. – wzięła się pod boki zatrzymując.
- Słucham.
- Tak? To co mówiłam? - zapytała szatynka.
- Eee.. ja..
- No właśnie.
- Przepraszam Jes.. ja po prostu.. - nie wiedziałam jak skończyć.
- Wiem, martwisz się o Nicholasa. Spokojnie, jest dorosły. Poradzi sobie. - poklepała mnie po ramieniu po czym ruszyłyśmy wolnym krokiem w stronę szkoły.
W szkole nie działo się nic ciekawego. Jess cały czas próbowała się dodzwonić do Nicholasa albo Davida.
Przed trzecią lekcją miałam w głowie same czarne scenariusze. Zaczynałam ją na przeciwko klasy Nicka. Zdziwiło mnie, że nie ma go, Davida i tej blondynki, która się kiedyś do niego doczepiła... pierwsze co mi przyszło na myśl to , że oni są na tej imprezie razem, albo teraz są gdzieś razem. Nie było jeszcze paru osób ale nie przejęłam się nimi. Najważniejsze było to, że nie widziałam nigdzie ani Nicka ani tej podejrzanej blondynki.
Cały dzień starałam się o tym nie myśleć. Jess mnie pocieszała, mówiąc, że pewnie gdzieś zabalował, albo że będzie niedługo w domu ale ja w to nie wierzyłam. Dopiero teraz do mnie dotarło, że tacy jak on się nie zmieniają. Nawet nie dał znaku życia.. ani tego, że w ogóle idzie na jakąś imprezę. W sumie to po co.. przecież nie jesteśmy razem ani nic, ale to co powiedział zeszłego wieczoru.. myślałam, że coś znaczyło. Widocznie dla niego nie.
Kiedy wróciłam do domu zaszyłam się w swoim pokoju i spróbowałam zadzwonić do Nicholasa. Mogłam się tego spodziewać. Nie odbierał. Wieczorem przyszła Jessika, nie miała dobrych wiadomości. Otóż, udało się jej porozmawiać z Davidem. Nie była to miła rozmowa, sądząc po tonie Jessiki ani sposobie w jaki to mówiła. Z tego co udało mi się zrozumieć to chłopacy pojechali na imprezę do domku …- tak tej blondynki imieniem Lucy - za miastem. Można się było domyślić co oni tam robią. Jest tam większość klas maturalnych. Czemu nie zauważyłam, że nie ma ich w szkole? No tak Nick jest w drugiej, więc większą wagę przykładałam do jego rocznika. Ale to niczego nie zmienia, mógł chociaż dać znać. Więc…. Postanowione! Kończę z tym całym ‘romansowaniem’ raz na zawsze. A Jessika mnie ostrzegała. Od dzisiaj będę słuchać tego co do mnie mówi, może nie wszystkiego ale większości.
*******
Następny dzień minął podobnie, z wyjątkiem incydentu na stołówce.
Na długiej przerwie stołówka pękała w szwach. Nie było mowy, aby przechodząc nie trącić kogoś z naprzeciwka. Wszystkie miejsca były zajęte, jednak Jess jakoś nas wcisnęła i teraz siedzę obok jakiejś grupki chirliderek , które gadają o swoich paznokciach. Jess siedząca naprzeciwko wysłała mi pokrzepiające spojrzenie i wzięła się za swoje frytki. Nie miałam ochoty na lunch więc z nudów rozglądałam się po stołówce. W pewnym momencie usłyszałam nazwisko Nicka od grupki dziewczyn siedzących przy tym samym stoliku. Wbrew sobie zaczęłam podsłuchiwać, co było trudne bo mimo, że siedziały obok nie mogłam ich usłyszeć. Udałam, że coś spadło mi pod stół i nachyliłam się. Nie zwróciły uwagi co robię, bo niby po co? Jedynie Jess szturchnęła mnie pod stołem i wysłała bezgłośne ,,co ty wyprawiasz’’? nie odpowiedziałam jej, za bardzo koncentrując się na usłyszeniu choćby jednego zdania.
Po kilku chwilach wszystko było jasne. Wiedziałam! Czym prędzej zabrałam swoją tackę po czym skierowałam się do wyjścia, w drodze wyrzucając ją do kosza. Zdezorientowana Jessika dopiero po chwili ocknęła się i dogoniła mnie kiedy wychodziłam z budynku szkoły na boisko.
- Lilly zaczekaj! - krzyknęła. – Co usłyszałaś? – zapytała stojąc obok mnie i dysząc.
- A jak myślisz? Miałaś rację! – krzyknęłam.
- Co? Ale co one mówiły? - zapytała na jednym wdechu.
- Że Nicholas jest tam z NIĄ , rozumiesz?! Z NIĄ! Wszystko już jest jasne. Przecież jest tam ona, on, alkohol – zaczęłam wymieniać.
- Ale skąd wiesz, że oni..
- Bo wiem! Który normalny chłopak by się jej oparł!? Widziałaś ją?! Wygląda jak lalka Barbie do cholery! – krzyknęłam. Jess spojrzała na mnie smutnym wzrokiem po czym bez słowa podeszłą i mocno mnie do siebie przytuliła. Rozpłakałam się jak małe dziecko.
- A mówiłaś… miał.. miałaś racje. – chlipnęłam.
- Lilly spokojnie, damy radę. Poradzisz sobie. – poklepała mnie lekko po plecach.
- Ale miałaś rację, od .. od dzisiaj dam sobie z nim spokój. – powiedziała wycierając łzy rękawem swetra.
- Pomogę ci w tym. – potarła lekko moje ramię.
Spojrzałam na nią przez łzy. – Dziękuję. – uśmiechnęłam się smutno.
- Nie wracamy na lekcje prawda? – zagadnęła.
- Nie. – pokręciłam głową.
- To chodźmy do ciebie w takim razie. – powiedziała po czym ruszyliśmy na Garden Street.
*******
Minęły już dwa dni. Chciałam przestać się tym przejmować ale nie mogłam. Za każdym razem będąc u Jessiki, kiedy przechodziłam obok jego pokoju chciało mi się płakać. Wiem, nie powinnam się nad nim użalać bo pewnie w tej chwili pieprzy się z Lucy a ja siedzę jak ta idiotka i na niego czekam, a na dodatek ma wyłączony telefon. Jeszcze dwa dni temu nie miałam pojęcia co z tym zrobić, ale teraz już wiem. Dam sobie z nim spokój, tak będzie najlepiej dla wszystkich.
Rano nie chciałam za nic wychodzić z łóżka. W duchu cieszyłam się, że mama zaczęła pracować na poranną zmianę.
Jeden telefon a tak wiele zmienił. Jessika dzwoniła, kiedy mi powiedziała kto zjawił się w domu szybko wstałam z łóżka, ubrałam się i myślałam o tym jak to teraz będzie. Czy coś powie? Czy totalnie mnie oleje?
Moje rozmyślania przerwał dzwonek , poszłam otworzyć a tam jak gdyby nigdy nic stal Nick z bukietem białych róż w ręku w tej swojej skórzanej kurtce i rozczochranych włosach.
- Cześć. - uśmiechnął się niepewnie wręczając mi róże i całując w usta.
- Co to ma być? - zapytałam trochę głośniej niż planowałam.
- Jak to co?
- Zniknąłeś na dwa dni! Nie dałeś żadnego znaku życia! - krzyczałam. Nie miałam siły już się kontrolować.
- Impreza się trochę przeciągnęła - złapał się za kark. -Ale spokojnie, nic złego nie zrobiłem. - zapewniał.
- Winny się tłumaczy. - westchnął.
- Lilly, serio? Chcesz się teraz kłócić? – zapytał.
- A mam o co? - zapytałam znikając na chwile w kuchni. Po wyrzuceniu kwiatów do śmieci i celowym trzaśnięciu klapy od kosza wróciłam do frontowych drzwi łapiąc torbę i zamykając jak gdyby nigdy nic drzwi, przed którymi stał zdezorientowany chłopak, po czym ruszyłam w stronę jego samochodu. Ominęłam go jednak i zeszłam na chodnik idąc w kierunku szkoły.
- Lilly! Gdzie ty idziesz? - zapytał wybiegając z podwórka w moją stronę.
- Do szkoły! - odkrzyknęłam. - A ty lepiej daj mi już święty spokój! - i tyle mnie widział. Przez całą drogę nie widziałam, żeby jego samochód mnie mijał. Pewnie został w domu. Cwaniak.
________________________________________________
No i mamy 7 :) Jest dłuższy i mam nadzieję, że się podoba. Wyrażajcie swoją opinie w komentarzach :) Od razu piszę, że nie wiem czy następny rozdział będzie za tydzień. Jeśli nie to na początku sierpnia. ;D 29 lipca idę do spzitala więc nie będę miała jak pisać. :) Dziękuję, za wszystkie komentarze <3