niedziela, 10 listopada 2013

10.

Ponownie przepraszam za tak dluga przerwe. Od listopada dojezdzam do domu ( ok. 40km) ze szkoly, wiec te przerwy sa dluzsze. Wynajelam stancje i od jutra bede miala bardzo blisko szkoly, wiec powinnam dodawac troche czesciej te rozdzialy ,jednak nic nie obiecuje :)) Strasznie dziekuje tym, ktorzy mimo wszystko czytaja moje marne wypociny. Kocham was! <3

______________________________________________________________________________
Bylam zla i roztrzesiona. Nie mialam juz sily do tego wszystkiego. Zaszylam sie w swoim pokoju z policzkami mokrymi od lez. Marzylam jedynie o tym zeby cofnac sie w czasie i nawet nie marzyc o posiadaniu chlopaka. Jakikolwiek by on nie byl. Nie chcialam juz wiecej nawet wychodzic z domu.
Moj szloch przerwalo pukanie do drzwi. Mruknelam z twarza  w poduszcze ciche 'prosze' po czym w drzwiach ukazala mi sie sylwetka Nicholasa. Oniemialam. Ze tez akurat teraz musial za mna pojsc.
- Co chcesz? - zapytalam nie patrzac w jego strone.
- Lilly ja.... to wszystko nie tak. - powiedzial siadajac na skraju lozka.
- Pewnie. - prychnelam. - Pokazywala Ci tylko swoja bielizne, prawda? Nie wciskaj mi kitow Anderson.
- To naprawdę wszystko źle zrozumiałaś . - zapewniał głaszcząc mnie po mokrym policzku.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałam.
- Co? - zmarszczył brwi.
- Po co zawracasz sobie mną głowę? - zapytałam.
- Bo…. Ja… - zaciął się. Zauważyłam, że nie wie co powiedzieć.
- No właśnie. – burknęłam.
Cisza. Przerywana jedynie przez mój cichy szloch.
- Kocham Cię. - usłyszałam po chwili.
- Co? - przekręciłam głowę w jego stronę.
- Kocham Cię. - powtórzył głośniej patrząc się w moje oczy.
- Ale.... jak...jak to? - zapytałam głupkowato.
- Tak to mała. - słodko się uśmiechnął. - Zależy mi na tobie i dlatego to wszystko.
- Dlatego, przeleciałeś na kacu tą Barbie. – bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- Nie przeleciałem. - powiedział.
 - To co ona robiła u Ciebie w samej bieliźnie.
- Przyszła do mnie - sam nie wiem po co - oblała się colą i poszła przebrać. Przynajmniej miała. Kiedy Cię usłyszała postanowiła zrobić Ci głupkowaty żart i udawała, że jesteśmy po seksie, ale do niczego nie doszło. Mogłaby byś tam bez niczego a i tak nie zwróciłbym na nią uwagi. Nie wiem co jej odbiło. - powiedział patrząc na mnie czule. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zaufać mu ponownie czy odepchnąć. Nie miałam zielonego pojęcia co robić. Chciałam, naprawdę bardzo chciałam mu zaufać nie rozczarowując się przy tym ponownie.
- Nick ja.. ja potrzebuje czasu. – powiedziałam tylko.
- Wystarczyło po prostu powiedzieć nie. - powiedział wstając.
- Ale Nicholas ja nie.. - niestety, przerwało mi głośne trzaśnięcie
drzwi. Schowałam twarz w poduszkę i znowu zaczęłam płakać.

Następnego dnia od przekroczenia progu szkoły miałam złe przeczucia. I
nie myliłam się. Kiedy tylko weszłam do szkoły od razu skierowałam się do swojej szafki,
gdzie wyjęłam potrzebne podręczniki a schowałam kurtkę. Idąc w stronę sali nr . 113 czułam na sobie masę spojrzeń, i jeszcze te szepty. Nie rozumiałam o co chodzi dopóki nie
weszłam na piętro. Tam na schodach siedziała Sara. Miedzy nogami Nicka i
głośno się śmiała. Kiedy usłyszałam swoje imię odruchowo spojrzałam w tamtą stronę
jednak nikt mnie nie wołał. Barbie po prostu śmiała się ze mnie i mówiła głośno - coś czuje, że specjalnie - do swoich przyjaciółeczek, które jak wierne pieski siedziały obok nich. Zignorowałam to – co było bardzo trudne i ruszyłam pod swoją sale szukając Jessiki lub Davida. Może oni mi w końcu to wszystko wyjaśnią?

Zaczęła się 4 lekcja, Biologia. Nic do niej nie mam jednakże Pan Jenkinson strasznie przynudzał o budowie  limfocytów i budowie anatomicznej człowieka. Gdzieś w połowie lekcji do klasy wpadła roztrzepana Jessika.
- Przepraszam za spóźnienie. Trochę zaspałam. - wytłumaczyłam się.
- Zaspałaś? Na - rzucił okiem na dziennik - czwartą lekcję? - uniósł brew.
- Nie włączyłam budzika, a do tego samochód mi się zepsuł i musiałam iść na piechotę.
- No cóż... - westchnął. - Siadaj w ławce i spróbuj nadrobić dzisiejszy materiał.
- Tak Panie Jenkinson. - powiedziała ruszając do ławki. Kiedy rozpakowała książki udając, że słucha tego jakże nudnego monologu, napisała mi karteczkę. ,, Nawet nie wiesz ile mam ci do opowiedzenia '' Już się boje co takiego miała mi do powiedzenia. Przez
resztę lekcji rozmyślałam o tym, co miał oznaczać jej liścik. Udało mi się uniknąć pójścia do odpowiedzi, co niestety nie udało się połowie klasy. Wraz z dźwiękiem dzwonka wszyscy się spakowali po czym ruszyli na długą przerwę.
- Li zaczekaj. - powiedziała Jess zapinając torbę.
- Co jest ? - zapytałam kiedy zrównała się ze mną na korytarzu.
- Po pierwsze, wyjaśnij mi co to było wczoraj. - powiedziała zatrzymując się przede mną.
- Zapytaj swojego braciszka. – prychnęłam rozdrażniona, że ktoś w ogóle zaczął ten temat.
- Chodzi o tą Sarę? To nie tak on..
- Nie tłumacz mi tego znowu okej? Był u mnie i wszystko mi powiedział... nawet więcej niż chciałam usłyszeć.
- Ale jak to?
- Nie wnikaj Jess. - pokręciłam głową.
- Dobra, później mi opowiesz. – pogroziła mi palcem.
- Pewnie - dodałam z ironią.
- A teraz słuchaj. Rada pedagogiczna organizuje biwak i wybierają 2 klasy pod względem najlepszych ocen. Nasza ma spore szanse! - pisnęła podekscytowana.
- ŁAŁ, no to nieźle. Myślałam, że coś przeskrobałaś. Nie wpadłabym na to.
- No widzisz. - mrugnęła. - Chyba nie muszę pytać czy jedziesz, prawda? - zapytała unosząc brew i biorąc się pod boki.
- No pewnie, że nie. - zaśmiałam się przytulając ją po przyjacielsku.


- A właśnie - zaczęła kiedy czekałyśmy pod klasą na nauczyciela. - Na matmie jest apel, na którym dyrka  ogłosi które klasy jadą. Fajnie nie? - uśmiechnęła się. – Ominie nas test.
- Dobrze, bo nie uczyłam się nic a nic.
- Ja też. Oby udało się z tym biwakiem. – westchnęła.
- Widzę, że serio się w to wkręciłaś.
- A Ty nie? – zapytała.
- Przeżyłabym gdyby się nam nie udało. - wzruszyłam ramionami.
- Pesymistka jak zwykle - powiedziała wchodząc do klasy.
- Proszę zostawić wszystkie rzeczy, idziemy na apel. - zarządziła Pani Jones - nasza nauczycielka od matematyki.
Kiedy ustawiliśmy się pod klasą, P. Jones zamknęła drzwi po czym zaprowadziła nas na salę gimnastyczną, gdzie były już starsze klasy. Zajęliśmy miejsce pod oknem , czekając na resztę szkoły. Rozglądałam się dość uważnie – nawet nie wiedziałam w jakim celu - i
zauważyłam, że klasa Nicka jeszcze nie przyszła. Już myślałam, że obejdzie się bez nich jednak myliłam się. Kiedy weszli myślałam, że oczy wyjdą mi z orbit. Trzymał za rękę tą całą Sarę i szczerzył się do Davida jak gdyby nigdy nic. A jeszcze wczoraj mówił, że mnie kocha. Dupek.
 Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały jego uśmiech zdecydowanie przygasł. Czułam jakby totalnie mnie olał …. Jakby kompletnie mnie nie zauważał bo zwrócił się po chwili do swojej ‘dziewczyny’ , która zaczęła się śmiać. Chciałam już zakończyć ten idiotyczny apel i
zaszyć się w ostatniej ławce rozpaczając nad swoim nędznym żywotem.
Jednak jak na złość Pani Smith zanudzała nas bezpieczeństwem w czasie wycieczek poza teren szkoły i przeróżnymi sytuacjami jakie mogłyby się wydarzyć na takim biwaku plus co wtedy należałoby zrobić. Szczerze mówiąc, miałam ogromną nadzieję, że klasa Nicka pojedzie. Miałabym wtedy spokój przez następny tydzień. Nie bardzo miałam ochotę
jeździć na wycieczki w tym momencie, chyba wiecie dlaczego ?
- A więc, nie przedłużając, ( o ironio) klasy które jadą na biwak w przyszłym tygodniu to klasa 1C i 2A. - oznajmiła po czym odbyły się oklaski, a P. Smith zeszła ze sceny.
Umarłam. I to dosłownie. Klasy, które wytypowała rada były klasami moimi i Nicholasa. Myślałam, że nie dosłyszałam kiedy dyrektorka czytała klasy, które będą miały ten ''zaszczyt'' , bowiem nie codziennie odbywały się takie wycieczki praktycznie na
początku roku. Teraz tylko zostało mi powiedzenie jakoś Jessice, że jednak nici z naszych biwakowych planów. Tylko jak?